W nocy 26 kwietnia 1986 roku planowano ukończyć opóźniany od dawna test systemu awaryjnego zasilania reaktora w bloku IV elektrowni jądrowej w Czarnobylu na Ukrainie. Podczas przygotowań do przeprowadzenia testu popełniono wiele błędów, zaniedbano kwestie bezpieczeństwa opisane w oficjalnych instrukcjach. Przede wszystkim jednak, wiele lat wcześniej oddano do użytku wadliwy i przesadnie utajniony projekt reaktora. O godzinie 1:00 w pomieszczeniu kontrolnym bloku IV nikt z pracującej tam obecnie nocnej zmiany nie spodziewał się, że za dokładnie 24 minuty wydarzy się coś, co zmieni oblicze świata. Wybuch reaktora nr 4 w elektrowni w Czarnobylu miał wpłynąć na ludzkość co najmniej tak silnie jak atomowe eksplozje w Hiroszimie i Nagasaki.
Wybuch w elektrowni w Czarnobylu poprzedzało zgromadzenie się w reaktorze znacznych ilości ksenonu oraz wody w stanie ciekłym. W takim stanie nie była możliwa kontrola reakcji zachodzącej w rdzeniu, obsługa nie była jednakże tego świadoma. O tym, jak doszło do tak ogromnego zaniedbania pisaliśmy w artykule opisującym ostatnie godziny przed wybuchem w Czarnobylu.
Katastrofa w Czarnobylu – 30 minut przed godziną zero
Po godzinie 1:00 w pomieszczeniu kontrolnym bloku IV Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej panowała nerwowa atmosfera. Inżynierowie byli świadomi działania wbrew regułom, jednak nie byli w stanie sprzeciwić się wysoko postawionemu, pewnemu siebie Diatłowowi. O 1:03 osiągnięto w bloku IV moc 200 MW. 15 minut później, na ekranie komputera pojawia się nakaz wyłączenia reaktora.
Diatłow rozkazał rozpoczęcie przygotowań do eksperymentu, mimo, że według przepisów odpowiednią mocą było 700-1000 MW. Akimow, przekonany o błędzie Diatłowa poprosił go o wpisanie swojego polecenia do dziennika dyspozytorni i podpisanie się. Ten jednak odmówił. O godzinie 1:22, przeczytawszy wydruk z systemu komputerowego SKALA, Leonid Toptunow natychmiast zażądał wyłączenia reaktora, motywował to gwałtownym spadkiem reaktywności. Postąpił zgodnie z obowiązującymi procedurami, jednak Anatolij Diatłow, po raz kolejny ignorując niebezpieczeństwo zadecydował o kontynuacji eksperymentu. Najbliższe kilkadziesiąt sekund miało zaważyć o życiu lub śmierci wielu z obecnych w dyspozytorni pracowników elektrowni.
Rozpoczęcie eksperymentu – kolejne błędy obsługi
O 1:23 Diatłow nakazał starszemu inżynierowi sterowania turbinami – Igorowi Kirszenbaumowi zamknięcie zaworu doprowadzającego parę do turbiny nr 8. Tym samym rozpoczął się właściwy test działania zasilania awaryjnego. Turbina zaczęła zwalniać i przestała produkować energię elektryczną z pełną mocą. Chwilę po zamknięciu zaworu Grigorij Łysiuk wcisnął przycisk MPA, który odłączał ostatni system bezpieczeństwa reaktora. MPA miało za zadanie wyłączyć reaktor w momencie zamknięcia zaworów turbin, aby nie doszło do gwałtownego wzrostu temperatury i co za tym idzie, reaktywności. Wzrost reaktywności wraz ze wzrostem temperatury był cechą charakterystyczną reaktorów RBMK.
Kiedy główna turbina produkowała coraz mniej energii awaryjny agregat wciąż nie osiągnął pełnej mocy, przez co przepływ chłodzącej rdzeń wody znacząco się zmniejszył. Temperatura zaczęła wzrastać w sposób niekontrolowany, odnotowano również gwałtowny wzrost ciśnienia spowodowany przemianą wrzącej wody w parę. Wskutek dodatniej reaktywności pary wodnej wzrosła ilość rozszczepień co z kolei jeszcze bardziej podniosło temperaturę.
W ten sposób moc reaktora zaczęła wzrastać około 13 razy w ciągu każdej sekundy. Błyskawicznie przekroczono maksymalną moc reaktora. Szybko wzrastająca liczba neutronów wypaliła ksenon, który wciąż działał jako naturalny hamulec reakcji. Wzrost mocy przyspieszył jeszcze bardziej. Jedna z podstawowych cech reaktora stała się teraz jego największą wadą. W tej chwili wciąż możliwa była właściwa reakcja obsługi i powstrzymanie tragedii. To czy wybuch reaktora w Czarnobylu nastąpi zależało od jednej decyzji, która miała zostać podjęta za kilka sekund.
Przycisk AZ-5, czy to bezpośrednia przyczyna wybuchu w Czarnobylu?
Kilkadziesiąt sekund po zamknięciu zaworu doprowadzającego parę do turbiny nr 8 sytuacja stała się na tyle krytyczna, że naczelnik zmiany – Aleksander Akimow zdecydował o jak najszybszym zatrzymaniu reakcji nuklearnej. Rozkazuje Toptunowowi uruchomienie systemu AZ-5. Do dziś nie wiadomo co zmotywowało go do podjęcia tak drastycznego kroku. Diatłow był otwarcie przeciwny wciśnięciu AZ-5. Prawdopodobnie uważał, że wystarczy wznowić przepływ wody chłodzącej, aby opanować reakcję. Nie miał jednakże w zwyczaju dzielić się swoimi spostrzeżeniami z resztą pracowników przez co Akimow nie odwołał swojej decyzji (w późniejszych symulacjach dowiedziono, że gdyby nie uruchomiono procedury AZ-5 wybuch w reaktorze w Czarnobylu nie miał by miejsca).
System AZ-5 miał za zadanie jak najszybsze wygaszenie reakcji jądrowej we wnętrzu reaktora. Po jego uruchomieniu wszystkie pręty kontrolne wsuwały się rdzenia. Bardzo powolne wprowadzanie prętów (cała operacja zajmowała około 20 sekund) zakończonych dodatnio reaktywnym grafitem powodowało jeszcze większy wzrost reaktywności w reaktorze. Chłodziwo było wypychane najpierw przez grafit wzmagając reakcję. Dopiero później do rdzenia wprowadzała się dalsza część pręta wykonana z pochłaniającego neutrony węgliku boru.
Pierwszy wybuch w Czarnobylu – odsłonięcie rdzenia
Kilka sekund po uruchomieniu AZ-5 do dyspozytorni wbiega Walery Pierewaczenko, który chwilę wcześniej przechodząc przez halę reaktora widział jak ciśnienie wypycha do góry ważące około 350 kg głowice prętów reaktora. W tym czasie, wskutek wzrostu ciśnienia i temperatury wewnątrz reaktora, kanały paliwowe zaczęły się odkształcać, zniszczeniu uległy również rury z chłodziwem. Reaktor osiągnął moc 30 000 MW, dziesięciokrotnie przewyższając wartość nominalną. Paliwo zaczęło się topić i wpadać do chłodzącej reaktor wody. Toptunow zauważa, że pręty kontrolne w większości zablokowały się w kanałach. Postanawia odłączyć pręty od uchwytów tak, aby spadły do wnętrza reaktora. Kończy się to jednak fiaskiem, gdyż pręty blokują się w zdeformowanych kanałach paliwowych nigdy nie spełniając swej roli.
O godzinie 1:24 pod wpływem temperatury ponad 1000 °C cyrkon pokrywający wnętrze kanałów paliwowych zaczął reagować z wodą powodując jej rozkład na wodór i tlen. Doszło wtedy najprawdopodobniej do pierwszej eksplozji. Para pod gigantycznym ciśnieniem zniszczyła wnętrze reaktora, wysadziła górną pokrywę stalową i odsłoniła rdzeń, do którego dostało się powietrze. Słyszalny był głuchy huk, wszyscy odczuli silny wstrząs. W tym momencie woda zetknęła się z rozżarzonym grafitem o temperaturze około 3000 °C. Doszło do gwałtownej reakcji termolizy wody wywołującej jej rozkład na wodór i tlen.
Drugi wybuch w Czarnobylu – eksplozja wodoru
Wskutek rozkładu wody na wodór i tlen, we wnętrzu reaktora powstała tzw. mieszanina piorunująca. Po pierwszym wybuchu, gdy do rdzenia dostało się powietrze, rozżarzone fragmenty grafitu uległy zapłonowi. Około 3 sekundy po pierwszej eksplozji mieszanka wodoru z tlenem wybuchła niszcząc budynek czwartego bloku i rozrzucając po okolicy napromieniowane kawałki grafitu i około 8 ton paliwa zawierającego pluton. Znaczna część bloku IV zajęła się ogniem. Do atmosfery przedostawały się od tamtej chwili cząstki pochodzące ze zniszczonego reaktora, których radioaktywna chmura miała wkrótce wzbudzić spore zamieszanie w krajach zachodnich.
Początki akcji likwidacyjnej i bohaterstwo pracowników elektrowni
Jednym z pierwszych pracowników elektrowni, który udał się na poszukiwania poszkodowanych był Wiktor Diegtarienko. W ten sposób, przypadkowe odnalezienie go w ruinach bloku IV wspomina starszy inżynier mechanik Aleksander Juwczenko – jeden z ocalałych, w wywiadzie przeprowadzonym przez Michaela Bonda dla New Scientist w 2004 roku:
„Nie rozpoznałem go. Jego ubranie było całe osmolone a jego twarz zniekształcona, pokryta wrzodami od poparzeń. Rozpoznałem go tylko po głosie, był to mój operator Wiktor Diegtarienko”
Juwczenko, otrzymując uprzednio polecenie zabrania ze sobą noszy, za prośbą Diegtarienki poszedł do miejsca eksplozji pomóc reszcie rannych. W pobliżu zniszczonych zbiorników chłodniczych odnalazł Walerego Pierewaczenkę, który podobnie jak Diegtarienko niezwłocznie po usłyszeniu wybuchu udał się na poszukiwania poszkodowanych. Juwczenko we wspomnianym wywiadzie dla New Scientist mówi:
„Pomogłem mu wstać. Powiedział, żebym dostał się na miejsce wybuchu, gdzie pracował mój przyjaciel, Walery Chodemczuk. Ten człowiek (Pierewaczenko) stracił wzrok, nie mógł tego zobaczyć, ale w kierunku, który mi wskazał nie było niczego. Miejsce, o którym mówił, już nie istniało”
W tym czasie, około 1:26 w zakładowej jednostce straży pożarnej rozbrzmiewają syreny alarmowe. Dwie minuty później pierwsza grupa 14 strażaków pod dowództwem Władimira Prawika znajduje się już pod budynkiem bloku IV i staje do walki z pożarem. Chwilę potem przybywa ośmioosobowa jednostka z Prypeci, dowodzi nią Wiktor Kibenok. Zjawiają się również wozy z reszty pobliskich miejscowości: Czarnobyla, Iwankowa i Poleskiego. W przeciągu kilku godzin do elektrowni dotarły również zastępy z Kijowa i okolic. Strażacy gaszą pożar zupełnie nieświadomi śmiertelnego zagrożenia, gdyż wezwania dotyczyły w większości płonącego dachu elektrowni. Wspominano również, że w Czarnobylu miała miejsce awaria, nie precyzowano jednak jak poważna.
Oto pisemny zapis jednej z rozmów telefonicznych między strażą pożarną a dyspozytorami:
– Leonid Aleksiejewicz?
– Tak.
– Halo, Prypeć, trzeci, czwarty blok, płonie dach w rezultacie awarii, wybuchu.
– Jedziemy! Tam już potwierdzili?
– Nie potwierdzili. Awaria u nich była. Tak dyspozytorka z Prypeci powiedziała.
Wybuch reaktora w Czarnobylu – pierwsze ofiary
Aleksander Juwczenko relacjonuje, że razem z Jurijem Tregubem – naczelnikiem poprzedniej, popołudniowej zmiany, który postanowił zostać w elektrowni i pomóc w przeprowadzeniu eksperymentu, wyszedł na zewnątrz ocenić poziom zniszczeń. Okazało się, że połowa czwartego bloku uległa kompletnemu zniszczeniu. Z okolic reaktora emanowała niebieska poświata przypominająca światło lasera. Juwczenko zauważył, że miejsce, w którym pracował Walery Chodemczuk przestało istnieć. Uzmysłowił sobie wtedy, że dalsze poszukiwania jego przyjaciela nie mają sensu.
„Po miejscu w którym pracował, ostały się tylko gruzy. Wielkie turbiny wciąż były na swoim miejscu, ale wszystko inne wokół nich było zniszczone. Jeśli on tam był to został pogrzebany pod filarami. W miejscu dachu hali głównej było niebo, niebo pełne gwiazd”
Walery Chodemczuk – starszy operator głównej pompy obiegowej został uznany oficjalnie za pierwszą bezpośrednią ofiarę wybuchu w elektrowni w Czarnobylu. Do dziś spoczywa pod gruzami bloku czwartego. Jego ciało najprawdopodobniej znajduje się pod zgliszczami separatora pary.
Kolejną, po Chodemczuku, ofiarą katastrofy w Czarnobylu był Władimir Szaszenok – inżynier systemów automatyzacji. Został znaleziony w pomieszczeniu 604 nieprzytomny, przygnieciony belką, ze złamanym kręgosłupem. Petro Pałamarczuk – naczelnik wydziału rozruchowego, przenosząc go do karetki został silnie napromieniowany, podobnie jak kierowca ambulansu – Gumarow, który jeszcze tego samego dnia zapadł na chorobę popromienną. W szpitalu, po odzyskaniu przytomności, Szaszenok krzyczał do lekarzy:
„Odejdźcie precz! Ja z reaktora!”
Zmarł w wyniku przerwania rdzenia kręgowego, licznych poparzeń i obrażeń wielonarządowych około godziny 5:00 lub 6:00 nad ranem 26 kwietnia 1986 roku.
Ciąg dalszy akcji likwidacyjnej – poranek 26 kwietnia 1986
Około godziny 5:00 większość pożarów w dostępnych częściach elektrowni zostało ugaszonych. Wszyscy strażacy biorący udział w akcji gaśniczej zostali wyeksponowani na ogromny poziom promieniowania dochodzący do nawet 100 Sv/h. Największą dozę radiacji przyjęli ci, którzy udali się na dach elektrowni. Wśród nich znajdował się Władimir Prawik – dowódca zakładowej straży, wszyscy zmarli niedługo później. Strażacy, którzy w ciągu kilkudziesięciu minut pochłonęli kilkukrotną dawkę śmiertelną promieniowania kilka minut później zaczynali czuć się źle, wymiotować, a w końcu tracić przytomność. Łącznie, ze 186 strażaków, 7 zmarło na chorobę popromienną w ciągu najbliższych tygodni. Po opanowaniu ognia pozostała walka o uratowanie całego świata przed wydzielającą skażone chmury pyłów elektrownią.
Około godziny 6:00 wciąż pozostający na terenie elektrowni Aleksandr Akimow został zastąpiony przez Władimira Babiczewa przysłanego przez dyrektora elektrowni Wiktora Briuchanowa. Akimow postanowił wtedy wraz z m.in. Toptunowem udać się do częściowo zniszczonego pomieszczenia wody zasilającej. Inżynierowie czuli się odpowiedzialni za dalszy los elektrowni i postanowili schłodzić reaktor, który już wtedy nie istniał. Wierzyli jednak, że rdzeń jest na swoim miejscu przez co uznali, że należy jak najszybciej uruchomić chłodzenie. Nie wiedzieli, że rury doprowadzające wodę do rdzenia uległy zniszczeniu w wybuchu.
O 7:15 Akimow wraz z pomagającymi mu inżynierami otworzyli zawory dwóch rurociągów doprowadzających wodę do rdzenia. Wspięli się potem na poziom +27 gdzie przedzierali się brodząc po kolana w silnie radioaktywnej wodzie. Przyjęli wtedy dwukrotną dawkę śmiertelną promieniowania i mimo, że próbowali, nie mieli już siły otworzyć pozostałych zaworów z powodu postępującej choroby popromiennej. Udało im się wydostać z zalanych korytarzy i dotrzeć do sterowni bloku IV. W związku z pogarszającym się stanem zabrano ich do szpitala w Prypeci, a następnie do Szpitala Klinicznego nr 6 w Moskwie. Aleksandr Akimow zmarł 11 maja 1986 roku kilka dni przed śmiercią swojego współpracownika Leonida Toptunowa, który odszedł 14 maja, obojgu stwierdzono zgon w wyniku ostrej choroby popromiennej IV stopnia.
Ewakuacja Prypeci oraz powołanie komisji rządowej
W czasie kiedy w okolicach elektrowni rozpoczynano przygotowania do szeroko zakrojonej akcji usuwania skutków awarii i zabezpieczenia szczątków reaktora, w Prypeci i okolicach trwało normalne, codzienne życie. Miejscowi nie mieli pojęcia o tym jakie zagrożenie niesie za sobą to, co stało się w elektrowni zeszłej nocy. Nawet przewodniczący KPZR – Michaił Gorbaczow nie wiedział, że w reaktorze nr 4 Elektrowni w Czarnobylu nastąpił wybuch. Dzieci posłano do szkół, ludzie zajmowali się swoimi powszednimi sprawami, miasto tętniło życiem. Wprawdzie wzmożone patrole milicji wyposażone w dozymetry mogły budzić zaniepokojenie. Jednak jedynie w miejskim szpitalu można było dostrzec, że stało się coś tragicznego w skutkach.
Tego samego dnia między 20:00 a 20:20 do Czarnobyla przybyła komisja rządowa w sprawie likwidacji skutków katastrofy, jej szefem mianowano wicepremiera ZSRR Borysa Szczerbinę, poza nim w jej skład wchodził m.in. Walerij Legasow – ekspert z ramienia Instytutu Energii Atomowej. O godzinie 22:00 rozpoczęto posiedzenie komisji.
Ostatecznie dopiero dzień później, 27 kwietnia o godzinie 7:00 Szczerbina pod naciskiem Legasowa zarządził jak najszybsze ewakuowanie miasta Prypeć (pierwszy wniosek w tej sprawie złożył Wiktor Briuchanow – dyrektor elektrowni). Pierwotnie miało to być rozwiązanie tymczasowe, mieszkańców od godziny 12:00 informowano o trzydniowym okresie ewakuacji. Sprowadzono ponad tysiąc autobusów z obwodu kijowskiego. Ludzie spakowali tylko najpotrzebniejsze rzeczy i nieświadomi, opuścili swoje mieszkania na zawsze. Ewakuacja trwała od godziny 14:00 do 16:30. Prypeć w krótkim czasie opustoszała, ewakuowano 49 360 osób w tym 15 500 dzieci. Wkrótce zamiast mieszkańców mieli się w niej znajdować jedynie członkowie ekip likwidacyjnych i urzędnicy państwowi nadzorujący akcję.
Ograniczenie emisji radioaktywnej i europejskie reakcje na katastrofę w Czarnobylu
28 kwietnia rozpoczęto akcję zrzucania na odsłonięty, rozżarzony reaktor piasku, boru, dolomitu, gliny i ołowiu (jej pomysłodawcą był Walerij Legasow). W ten sposób udało się ograniczyć emisję skażonych cząstek. Jednak ciężka skorupa powstała na skutek zrzutów spowodowała kolejny poważny problem, który należało jak najszybciej rozwiązać.
W tym czasie w Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej zastanawiano się nad powodem znacznego przekroczenia norm radiacji. Początkowo przypuszczano, że nastąpiła gdzieś eksplozja atomowa. Analiza skażenia jednoznacznie wskazywała jednakowoż na pożar reaktora jądrowego. Dopiero o godzinie 18:00 polscy naukowcy dowiedzieli się o katastrofie z radia BBC, sowieci w tej sprawie wciąż milczeli. 29 kwietnia zadecydowano o podaniu dzieciom i młodzieży jodu w postaci płynu Lugola. Wykorzystanie w tym celu wspomnianego roztworu było bardzo niekonwencjonalnym rozwiązaniem, jednak uznano je za właściwe z powodu niedoboru tabletek jodowych. Poźniej okazało się, że poziom skażenia był na tyle niski, że podawanie jodu nie było konieczne. Promieniowanie z Czarnobyla nie stanowiło w Polsce zagrożenia.
Nad ranem 28 kwietnia w szwedzkiej elektrowni atomowej Forsmark nieopodal Sztokholmu, jeden z pracowników przechodząc przez bramkę kontroli dozymetrycznej uruchomił alarm. Na jego podeszwie odkryto radioaktywny pył niepochodzący ze szwedzkiej siłowni. Po przeprowadzeniu wnikliwych badań okazało się, że w pyle znajdowały się produkty rozpadu promieniotwórczego typowe dla radzieckich reaktorów. Jednocześnie, w ciągu ostatnich dni wiatr wiał z południowego wschodu. Uznano, że coś złego musiało wydarzyć się w jednej z radzieckich elektrowni. O wszystkim poinformowano władze szwedzkie, które rozpowszechniając informację na świecie wpłynęły na szybsze przyznanie się ZSRR do tego, że w Czarnobylu nastąpiła awaria.
Wybuch w Czarnobylu po raz trzeci? – akcja odpompowania wody spod reaktora
Od 30 kwietnia temperatura w przykrytym reaktorze zaczęła wzrastać. Jednocześnie pojawiło się szacowane na około 10-15% ryzyko przetopienia dolnej osłony biologicznej. W ten sposób stopiona radioaktywna masa mogła dostać się do zbiornika rozbryzgowego na wodę z ewentualnych wycieków. Mogło to doprowadzić do kolejnej eksplozji i w rezultacie znacznego skażenia wód gruntowych. Aby móc zabezpieczyć reaktor od spodu trzeba było najpierw wypompować wodę ze zbiornika znajdującego się pod rdzeniem. Wozy strażackie i beczkowozy ściągnięte do tej akcji nie spełniły do końca swojego zadania – w zbiorniku pozostało kilka hektolitrów wody.
W związku z tym grupa złożona z trzech pracowników elektrowni: Walerego Bezpałowa, Aleksieja Ananenki i Borysa Baranowa zanurkowała w zbiorniku rozbryzgowym. Udało im się otworzyć dwa główne zawory i tym samym odprowadzić wodę ze zbiornika. Trzeci wybuch w Czarnobylu przestał być realnym zagrożeniem. Po udanej akcji przystąpiono do instalacji systemu chłodzącego podłoże pod reaktorem ciekłym azotem, aby je utwardzić. 5 maja układ był gotowy i pierwszy transport ciekłego azotu dotarł do Czarnobyla dzień później. Planowano pod rdzeniem umieścić wymiennik ciepła, którego działanie wymagałoby kolejnych, regularnych dostaw azotu. W trakcie prac nad chłodzeniem temperatura reaktora jednak spadła. W związku z tym postanowiono zalać zbiornik betonem. Utworzona w ten sposób dodatkowa izolacja miała chronić wody gruntowe w razie przetopienia się radioaktywnej masy z rdzenia.
Górnicy z Czarnobyla – determinacja i poświęcenie
13 maja w celu przygotowania komory pod reaktorem na zabetonowanie sprowadzono górników z Tuły. Wybrano ich ponieważ pracowali na co dzień w bardzo zbliżonych warunkach terenowych. Ich zadaniem miało być wykopanie 150 metrowego tunelu z bloku III do IV oraz komory o ścianach długości 30 metrów i 2 metrach wysokości. Łącznie około 10 000 górników pracowało pod elektrownią przez 36 dni w trzygodzinnych szychtach, aby ograniczyć napromieniowanie. Mimo tego, szacuje się, że średnio przyjęli dawkę promieniowania równą nawet 160 tysiącom prześwietleń klatki piersiowej. W ciągu kilku najbliższych lat około 170 z nich zmarło.
10 dni po zakończeniu pracy górników stalowa podstawa reaktora przepaliła się. Jego szczątki, znane od 1989 roku jako „stopa słonia” osiadły na „betonowej poduszce” gdzie znajdują się do dziś. Dzięki temu uniknięto dodatkowego, ogromnego skażenia środowiska naturalnego. Gdyby nie praca górników, tereny nienadające się do zamieszkania obejmowałyby dziś o wiele większy obszar.
Awaria w Czarnobylu – plany zabezpieczenia ruin bloku IV
16 maja 1986 roku komisja rządowa pod przewodnictwem Borysa Szczerbiny podjęła decyzję o długoterminowym zabezpieczeniu zniszczonego reaktora. Rozpoczyna się akcja sprzątania okolic reaktora. Buldożery ściągają wierzchnią warstwę zanieczyszczonej ziemi z terenu wokół reaktora i spychają ją do wykopanych dołów gdzie jest zalewana betonem. W tym samym czasie wnętrze bloku IV jest oczyszczane przez zdalnie sterowane roboty. 20 maja powołano centralny sztab kierowania likwidacją skutków awarii w Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej. Rozpoczęto również prace nad projektem przyszłego sarkofagu pod przewodnictwem inżyniera Lwa Boczarowa. W ciągu kilku najbliższych dni przygotowano się do rozpoczęcia budowy, powstały betoniarnie, sprowadzano pracowników. 26 maja oficjalnie ogłoszono decyzję o budowie tzw. obiektu „Ukrycie”.
W ten sposób rozpoczęła się ostatnia faza likwidacji. Wybuch elektrowni w Czarnobylu, którego skutki były odczuwalne na całym świecie miał w końcu przestać zagrażać ludzkości. Blok IV elektrowni w Czarnobylu miał wkrótce raz na zawsze zostać odizolowany od świata zewnętrznego. Do 26 maja 1986 roku zmarło 27 ofiar katastrofy z łącznej liczby 31. Wielu z nich wykazało się niezwykłym bohaterstwem w walce z promieniowaniem.